Pobudka 4:00 rano. Skorzystaliśmy z darmowego busika, który zawiózł nas bezpośrednio pod sam terminal lotniska JFK. Po niecałych 2-óch godzinach byliśmy już w powietrzu lecąc w stronę San Francisco. Lot był spokojny, bez żadnych niespodzianek, a Michał też już wyglądał o niebo lepiej.
Zaraz po przylocie udaliśmy się po odbiór samochodu. Przypomnę tylko, że samochód mamy z wypożyczalni National natomiast samo wypożyczenie załatwialiśmy przez pośrednika, portal traveljigsaw. Goście z National chcieli nas naciągnąć na dopłatę do większego samochodu w kwocie 20$ dziennie tłumacząc, że wygodniej będzie się nam jechało, Michał jednak sprowadził zaraz wszystkich na ziemię i stanowczo zarządał takiego samochodu jaki zamówiliśmy. Po kilkunastu minutach na lotniskowym parkingu ukazała nam się nasza fura… szczęki nam opadły, gdyż dostaliśmy Chryslera Town & Country rocznik 2013 z pełnym pakietem wyposażenia. Wygląd jak wygląd, ale jak się go prowadzi. Już po pierwszych minutach jazdy wiedziałem, że jest to idealny samochód na naszą wyprawę.
W pierwszej kolejności udaliśmy się w kierunku oceanu, a dokładnie do Cliff house, restauracji usytuowanej na samym skraju klifu nad Oceanem Spokojnym. Niestety ceny jakie tam zobaczyliśmy były tak zabójcze, iż pokornie pojechaliśmy dalej. Na obrzeżach San Francisco niedaleko Golden Gate Park znaleźliśmy supermarket oraz Deli, w których zrobiliśmy pierwsze nasze wspólne zakupy. Zakupiliśmy wodę, ciastka, kilka sałatek i krokiety
Po skończonej uczcie pojechaliśmy w kierunku Legion of Honour. Po drodze jednak natrafiliśmy na miejsce, z którego rozpościerał się przepiękny widok na most Golden Gate. Widok był tym bardziej zaskakujący, iż most był w większości spowity mgłą. Zatrzymaliśmy się więc i pstryknęliśmy kilka fotek. Jadąc dalej przez miasto okazało się, że jedziemy słynną Lombard street, co prawda mieliśmy ten punkt zaliczyć dnia następnego, ale skoro już byliśmy na miejscu to postanowiliśmy zaliczyć krętą uliczkę. Podjechaliśmy również pod przystań, z której odpływają statki w stonę Alcatraz, więzienia usytuowanego na wyspie oddalonej o 2 km od brzegu w celu zakupu wejściówki na wszystkie Parki Narodowe, ale niestety nie było takiej możliwości. Widząc, że dochodzi godzina 15:00 pojechaliśmy do hotelu, gdzie na wejściu dostaliśmy butelkę wina z okazji naszego (mojego i Marzenki) miesiąca miodowego.
Pokój ku naszemu zaskoczeniu był olbrzymi, posiadał również całe zaplecze kuchenne oraz balkon z widokiem na parking. Po krótkim odpoczynku i odświeżeniu się ja, Marzenka i Wojtek pojechaliśmy do supermarketu Wallmart gdzie zakupiliśmy namiot i śpiwory oraz inne dodatki, które zapomnieliśmy wziąć z Polski. Ponieważ tego dnia był 4 lipca, czyli Dzień Niepodległości USA mieliśmy pójść do pobliskiego parku na pokaz fajerwerek, niestety większośc była bardzo zmęczona i podarowała sobie takie atrakcje. Ja i Wojtek postanowiliśmy jednak pojechać i to był nasz wielki błąd. Policja zorganizowała przed parkiem objazdy, przez co wjechaliśmy na autostradę w kierunku San Francisco i zabłądziliśmy. W efekcie końcowym zamiast przejechać 3 km przejechaliśmy ok. 40km, ale fajerwerki i tak zobaczyliśmy bezpośrednio z mostu, na który omyłkowo wjechaliśmy