Dziś urodziny brata Dagmary, Łukasza więc wszystkiego najlepszego.
Po ciężkiej nocy przespanej w samochodzie cały dzień spędziliśmy w Monterey w jednym z największych oceanariów w Ameryce. Największe wrażenie zrobiły na nas meduzy czyli tak zwane jelly fishes, młode rekiny oraz koniki wodne. Nie możemy zapomnieć również o pingwinach, które zabawiały wszystkich dookoła. Łącznie spędziliśmy tam około 5 godzin.
Opuszczając Monterey dalej kierowaliśmy się w stronę południa podążając słynną trasą nr 1 wzdłuż zachodniego wybrzeża. Po drodze zatrzymaliśmy się w kilku miejscach by podziwiać tamtejszą florę i faunę oraz niesamowite budowle jak chociażby Bixby Bridge.
Na jednej z plaż niedaleko San Simeon mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy układające sie do snu słonie morskie, które obsypując sie piaskiem walczyły o dobrą miejscówę, a na dodatek paskudnie śmierdziały.
Na jednej z plaż niedaleko San Simeon mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy układające sie do snu słonie morskie, które obsypując sie piaskiem walczyły o dobrą miejscówę, a na dodatek paskudnie śmierdziały.
Tej nocy mieliśmy nocować na plaży jednak matka natura zmusiła nas by rozejżeć się za jakims motelem, gdyż wiatr wiał z dużą prędkością, a temperatura spadła z 29 do 15 stopni Celsjusza. Tak więc trafiliśmy do miejscowości San Simeon gdzie wynajęliśmy jeden pokój z dwoma łóżkami. Dziewczyny poszły spać, a my rozegraliśmy kilka partyjek pokera Texas Hold’em. Niestety nie mieliśmy żetonów więc zagraliśmy patyczkami do uszu w różnych kolorach ;P Nie mogę zdradzić kto wygrał, ale jak na pierwszy raz było bardzo profesjonalnie i w dodatku mega zabawnie