Hejka wszystkim
Kolejny dzień się zaczyna i kolejne przygody na nas czekają. Co prawda spaliśmy w wygodnych łóżkach lecz samego snu mieliśmy zaledwie kilka godzin, a dokładnie około czterech. Nie jedząc nawet śniadania opuściliśmy Stagecoach Hotel & Casino i udaliśmy się w dalszą podróż odbierając wcześniej wpłaconą kaucję. Oczywiście przypomnieliśmy sobie by zegarki przesunąć o godzinę do tyłu zyskując trochę czasu
Po przejechaniu 10 mil prostą jak z bicza strzelił pustynną drogą przekroczyliśmy granice Parku Death Valley, gdzie zlokalizowaliśmy zacienione miejsce ze stolikiem oraz ubikacjami. Było to wprost idealne miejsce na śniadanie. Przez około pół godziny wcinając nasze smakołyki w temperaturze wyższej niż 30 stopni byliśmy zupełnie sami. Jedyną osobą, która nas odwiedziła był strażnik, który przyjechał wybrać pieniądze z automatu, w którym można było zakupić wejściówki na teren parku.
Chcąc zdążyć przed południem, które wiązało się z największym skwarem ruszyliśmy dalej. Droga cały czas prowadziła w dół po pofalowanych pagórkach. Krajobraz dookoła nas jak najbardziej pustynny, tylko piasek i kamienie. Patrzymy na wzkaźnik temperatury na zewnątrz, który z minuty na minutę wyświetla coraz to wyższe wartości. Po pół godziny dojechaliśmy do małego miasteczka Furnance Creek gdzie zmuszeni byliśmy zatankować paliwo za astronomiczną cenę 5,36$ za galon. Jadąc dalej przed siebie dojechaliśmy do najniżej położonego miejsca w Ameryce Północnej – Badwater Basin, które znajduje się na wysokości 85,5 metra poniżej poziomu morza. Co prawda nie udało nam się znaleźć spękanej ziemi dobrze znanej z wielu zdjęć wykonanych w tym właśnie miejscu, za to natknęliśmy sie na drogę w kierunku Artistic Palette, gdzie można było obejrzeć skały, które wyglądały tak jakby ktoś na nie wylał litry benzyny, gdyż mieniły się różnymi kolorami tęczy, z których najbardziej wyróżniały się kolory niebieski i fiolet. To właśnie w tym miejscu odnotowaliśmy najwyższą temperaturę wynoszącą 114 stopni Fahrenheita czyli około 46 stopni Celsjusza. W tych warunkach nasz samochód zaczął również odczuwać minusy tak wysokiej temperatury, gdyż wskazówka temperatury silnika znacząco i bardzo niepokojąco wyginała się w prawo szczególnie przy stromych podjazdach pod górę.
Jadąc dalej przed siebie w kierunku Parku Sekwoi mijaliśmy po drodze uczestników ultramaratonu, który odbywa się co roku w lipcu na trasie liczącej 217km z Badwater do najwyższego szczytu kontynentalnych Stanów Zjdnoczonych – Mount Whitney. Oprócz maratończyków mieliśmy również okazję podziwiać testowy model BMW i8 w wersji hybrydowej, która była oklejona specjalną folią maskującą, tak by utrudnić rozpoznanie kształtów. Pewnie firma BMW wybrała ten rejon ze względu na ekstremalne temperatury – wręcz idealne warunki do testowania wytrzymałości silnika
Kilkanaście kilometrów przed wjazdem do parku rozpościerały się ogromne kalifornijskie winnice ciągnące się, aż po sam horyzont. Oprócz winorośli mijaliśmy również przepiękne i pachnące sady mandarynkowe, brzoskwiniowe oraz nektarynkowe. Niezwykłym dodatkiem do całej tej scenerii były wciąż działające szyby naftowe, które na tym terenie codziennie wydobywają nawet do 560 tysięcy baryłek ropy naftowej, gdzie każda baryłka to niecałe 160 litrów. Licząc szybko w pamięci daje nam to około 90 milionów litrów “czarnego złota” dziennie, porównując obrazowo to tak jakby ktoś wypompował codziennie Jezioro Zegrzyńskie. Kilka mil dalej zatrzymaliśmy się przy straganie ze świeżymi owocami i warzywami i zakupiliśmy chyba 5-kilowy wór mandarynek, który prawie zniknął w przeciągu następnej godziny One były po prostu przepyszne, a my okazaliśmy się amatorami mandarynek.
Kiedy Słońce zaczęło się już chować przekroczyliśmy granicę Parku Sekwoi. Wtedy to rozpoczęły się dobrze nam znane, nieźle pokręcone drogi. Na mapie, którą dostaliśmy od strażnika zaznaczony był kemping, w którym mieliśmy nocować. Wydawało nam się, że znajduje się on bardzo blisko, jednak ze względu na stromy podjazd oraz gęsto rozsiane ostre zakręty na miejsce dotarliśmy jak zwykle ciemną nocą. Po drodze podziwialiśmy olbrzymie drzewa zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, iż nie są to największe okazy znajdujące się w parku co podwójnie działało na naszą wyobraźnię.
Ta noc zdecydowanie różniła się od wszystkich poprzednich, gdyż ze wszystkich stron zostaliśmy uprzedzeni o grasujących w pobliżu niedźwiedziach. Musieliśmy więc schować do pobliskiej metalowej puszki jedzenie, kosmetyki oraz pozostałe przedmioty wydzielające jakąkolwiek woń w celu uniknięcia bezpośredniej konfrontacji z niedźwiadkami, które lubią dobierać się do cudzych smakołyków i nie tylko
botomx
18 listopada 2013 o 19:50
Mt Whitney jest najwyższym szczytem Sierra Nevada, a nie USA. Najwyższyjest Mt McKinley na Alasce.
Simi
21 listopada 2013 o 09:04
Dzięki bardzo za zwrócenie uwagi, rzeczywiście popełniłem błąd pisząc ten post. Już poprawiam i jeszcze raz wielkie dzięki botomx.
Pozdrawiam
Szymon