Dzień dobry Bryce!
Dzień jak zwykle rozpoczęliśmy od porannej toalety. Następnie dziewczyny przygotowały śniadanie, chłopaki w między czasie poskładali namiot, a ja zamieściłem na stronie kolejny post. Gdy wszyscy byli już gotowi zdecydowaliśmy się po raz kolejny pojechać do kanionu Bryce, który znajdował się dosłownie 5 km od naszego kempingu.
Po dotarciu na miejsce udaliśmy się tym razem w dół kanionu. Zeszliśmy tylko do połowy zdając sobie sprawę, że wejście z powrotem na szczyt będzie nie lada wyzwaniem. Naszym oczom ukazują się piękne rdzawo-pomarańczowe skały rzeźbione przez naturę już od ponad 40 milionów lat. Każdy w nich coś zauważył, ja twarz małpy, a Michaś Matkę Boską. Pstryknęliśmy kilka fotek po czym wdrapaliśmy się na górę i podjechaliśmy na chwilę do pobliskiego kościoła by się pomodlić, gdyż zorientowaliśmy się, że jest niedziela. Msza akurat się skończyła, lecz miejscowy proboszcz z diamentowym kolczykiem w uchu chętnie przyjął od nas ofiarę w postaci kilku dolarów. Po chwili ksiądz wziął miskę, która służyła jako kropielnica wylał z niej wodę święconą po czym nalał wody z kranu i dał się z niej napić wojemu psu
Jedziemy dalej drogą nr 12 w kierunku na zachód, a dokładnie do miejscowości Marysvale gdzie mamy zarezerwowany spływ pontonowy. Podróż jak zwykle nie mogła się odbyć bez żadnych niespodzianek, gdyż kilka saren postanowiło nam wyskoczyć na drogę i przebiec przed maską. Ponieważ pogoda znacznie się pogorszyła postanowiliśmy przełożyć spływ na 7:00 rano dnia następnego. Dzięki temu mogliśmy odpocząć i się zrelaksować co przy takiej wyprawie okazało się zbawienne.
Późnym popołudniem postanowiliśmy wybrać się na spacer wzdłuż rzeki, którą jutro będziemy spływać i dotarliśmy do potężnego semafora oraz losowo rozmieszczonych składów kolejowych, które jak się później okazało po rozmowie z tubylcem mają w niedługim czasie zostać przerobione na luksusowe pokoje. Pomimo zakazów wejścia postanowiliśmy z Michałem wdrapać się na semafor co stanowiło dla nas wyzwanie, gdyż sam semafor był bardzo niestabilny i bujał się na wszystkie strony, a Michał musiał dodatkowo stawić czoła swoimi lękom wysokości.
Miasto wygląda na mało zamieszkałe, gdyż natknęliśmy się dosłownie na kilka osób, a samo centrum składa się ze sklepu, motelu, stacji benzynowej i małego kempingu.
Wieczorem usiedliśmy wygodnie przed naszym pokojem i do późnej nocy opowiadaliśmy sobie różne ciekawe historie oraz wspominaliśmy dotychczasowo przebytą drogę oraz odwiedzone miejsca.
Dopiliśmy ostatnie piwka, nastawiliśmy budzik na 6:00 i leżąc w wygodnych łóżkach z myślami skierowanymi na jutrzejszy rafting padliśmy jak muchy.